Wiosna odpaliła pełną parą, bo się przyroda budzi już chyba na dobre. To samo polski krafcik z tego co zauważyłem. "Delikatne" 40km ode mnie otworzył się niedawno nowy browar - Wąsowo. Idealny dystans na szybki wyskok rowerem, co uczyniłem w jedną stronę. O dziwo właściciele zaprosili brać blogerską na otwarcie, czy to był dobry pomysł?
No raczej. Szczególnie, że piłem już ich piwa ponad miesiąc temu. Byliśmy wtedy z żoną na obiedzie tam. Sam browar był jeszcze zamknięty, ale tanki już działały i Folwark (bo jest to cały kompleks budynków) miał już podstawowe piwa na kranach w restauracji.
Za piwa odpowiada Maks i... Marek Kamiński. Dlatego raczej wpadek tam nie uświadczycie. Pils jest wyborny, Berliner tak samo. Większość z nas zapijała się jednak premierowym grodziskim. Nie będę jednak wspominał o eksperymentach niektórych kolegów, bo mnie grupa G6 dopadnie za brak poszanowania stylu.
W samym folwarku mamy też restaurację z naprawdę dobrym jedzeniem i miejsca noclegowe z baaardzo wygodnymi łóżkami. Całość z zachowaniem starych murów, dziedzińców itd. W końcu to zabytkowe miejsce. Z całego pobytu najbardziej podobała mi się jednak historia tego miejsca, o której opowiadał Pan Jan, którego rodzina jest teraz właścicielem całości.
Niech resztę opowiedzą Wam zdjęcia, a ja jeszcze raz dziękuję wszystkim za mile spędzony czas (w końcu w innym miejscu niż tylko te festiwale), Adamowi, Magdzie, Piotrowi, Ance, Bogusiowi i Maciejowi (w sumie to całej ekipie Wąsowa) za zaproszenie no i... pogodzie, bo dopisała. Możecie sobie potraktować ten wpis jako "we współpracy", bo jakby nie patrzeć byliśmy tam gośćmi. Na szczęście nie zmieniło to mojego zdania, bo byłem tam już wcześniej i kupowałem ich piwa w litrowych PETach. Do następnego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz